Ciemnoskóry, ekscentryczny artysta z Nowego Yorku czy tez pretensjonalny francuski arystokrata ?
Ostatnio przykuł moją uwagę artysta o francuskobrzmiącym nazwisku, niemający jednak z Francją zbyt wiele wspólnego prócz nazwiska i dalekich arystokratycznych korzeni, jak się okazuje.
Jean-Michel Basquiat, bo o nim mowa, jest jednym z przedwcześnie zmarłych, zbuntowanych, genialnych artystów lat 80-tych inspirujących bohemę Nowego Yorku. Warto dodać, że aktualnie jego prace są jednymi z najdrożej wycenianych dzieł malarskich.
Przyjaciel Andy’ego Warhola, zaskakiwał i nadal zaskakuje kreatywnym i nonszalanckim podejściem do sztuki. Jego ekspresyjne, prymitywne, łączące różnego rodzaju środki wyrazu malarstwo zawsze było „krzykiem” z głębi serca poruszonego, młodego człowieka, który zmagał się z wieloma demonami. Rasizm, kolonializm, trudne dzieciństwo, uzależnienie od narkotyków. Aż trudno uwierzyć, że takie problemy nękały potomka francuskiej „noblesse”, z której się wywodził i do której dyskretnie “puszczał oko” umieszczając na swoich obrazach koronę, jako swój swoisty znak firmowy. Arystokratyczni przodkowie Jean-Michel Basquiat opuścili Francję ponad 200 lat temu, chroniąc się przed konsekwencjami krwawej Rewolucji Francuskiej.
Ot, kolejny chichot losu!
Źródło obrazu : https://www.touchofart.eu/photos/Monika_Mrowiec/Twarze_i_symbole_JeanMichel_Basquiat_mmr10_227226.jpg